Od zeszłej niedzieli mam w stajni przedszkole Dwa czterolatki, ale są to tak fantastyczne dzieci, że uśmiech nawet na chwilę nie schodzi mi z twarzy. To nie są konie, to są dwa cukierki. A z charakterami nie można było chyba lepiej trafić
Dziś przedstawiam pierwsze z dzieci, czyli 4-latniego wałaszka KWPN. Zacznę od tego, że kolega ma niezwykle specyficzne, francuskie imię, które ciężko nawet przepisać, a wymawia się je jeszcze gorzej – brzmiałoby to fonetycznie mniej więcej jak „Żirbo”. Żirbo został zatem spolszczony do Grzybowego 😉
Grzybowego, kiedy ten był jeszcze małym ssakiem przy maminym cycku, kupił belgijski zawodnik. Starszy brat Grzybowego został ogierem z licencją, a sam gniady od początku wyróżniał się szlachetnym typem oraz imponującym ruchem. Niestety (a może właśnie „stety” i szczęśliwie dla mnie?) Grzybowy postanowił zmienić swoją sportową tudzież hodowlaną przyszłość i… nie wyrósł. Osiągnął w wieku lat czterech wzrost Skwarożka (czyli 164 cm) i mimo, że może jeszcze uda mu się ze dwa centymetry podskoczyć zdecydowanie pozostanie małym konikiem. Jego jeździec i zawodnik to rosły (po holendersku) chłop, który na swoim rumaku wyglądał dość kuriozalnie. Stąd też zapadła decyzja o sprzedaży konia i Grzybowy mógł mi wpaść w oko 😉 Na zdjęciu poniżej Grzybowy pod specjalnie pożyczonym na zawody drobniejszym jeźdźcem:
Zajeżdżony w lipcu w zeszłym roku, Grzybowy zdążył już w zimie z bardzo dobrymi rezultatami wziąć udział w swoich pierwszych zawodach (pokonując miły i sympatyczny program dla najmłodszych koni). Jest koniem o zjawiskowym wręcz kłusie, z naturalną łatwością pasażu i samoniesienia w tym chodzie. Ma dobry stęp i bardzo dobry galop, chociaż w tym chodzie będzie jeszcze musiał nauczyć się równowagi.
Rewelacyjnie pracuje pod siodłem – w dobrej sylwetce, aktywnie używając mięśni brzucha i pleców. Jest koniem, który ma niekończące się pokłady energii i chęci do ruchu – w tej kwestii mógłby spokojnie zawstydzić samego Skwarożka 😉 O takim typie charakteru niezmordowanego, mocno idącego do przodu elektryka Holendrzy mówią, że jest „dużo konia”
Dwa wicherki jednak do czegoś zobowiązują, bo Grzybowy jest ekstremalnie czuły i wrażliwy i wymaga stanowczego, pewnego siebie, ale delikatnego i myślącego jeźdźca. Jest to koń na później, wymagający czasu i cierpliwości. W złych rękach będzie brzytwą, a w dobrych jego talent z pewnością będzie błyszczał.
Trzymam mocno kciuki, żeby nam się układała współpraca.
I mam jeszcze ciekawostkę! Otóż Grzybowy ma na grzbiecie… pręgę! Wyraźna, czarna krecha wychodzi z ogonowego rzepu i zanika całkowicie w rejonie tylnej części siodła. Z osobliwości eksterieru mamy jeszcze łatę z czarnych włosów nad łopatką, ale przy tej huculej prędze to nie jest żadna osobliwość.
Skąd u KWPNa taka ozdoba? 😉 Czyżby w rodzinie Grzybowego trafił się jakiś mezalians? Może to by tłumaczyło niski wzrost 😆
20 comments
Skip to comment form ↓
moon
7 marca 2015 na 19:51 (UTC 2) Link do tego komentarza
Na bank pra-pra-pra-pra dziadkiem był jakiś wybitny hucuł! 😉
quanta
8 marca 2015 na 03:41 (UTC 2) Link do tego komentarza
Może być huculski Jaśmin 😀 Ja uczyłam się jeździć właśnie na hucułach, mam sentyment do dziś
Mój pierwszy teren i moja pierwsza gleba (na zmarzniętą zimą grudę zaoranego pola) była z huculskiej klaczy Fuksja. Która zresztą z upodobaniem pożerała rękawiczki i miała nawyk wystawiania języka przy założonym wędzidle 😉
Tylko jak na hucuła to Grzybowemu coś nie obrodziła grzywka 😆
Amelia
7 marca 2015 na 19:54 (UTC 2) Link do tego komentarza
po prostu łał, zatkało mnie. Owocnej współpracy, pod Twoją ręką na pewno rozwinie skrzydła
quanta
8 marca 2015 na 03:43 (UTC 2) Link do tego komentarza
W tym duecie jestem przekonana, że to ja rozwinę skrzydła i to nie raz 😉 Obym tylko miękko lądowała. A chłopak jest świetny i nad-ambitny, póki co głowię się, jak tu zużywać jego energię nie zużywając równocześnie konia…
Justi
7 marca 2015 na 20:05 (UTC 2) Link do tego komentarza
bardzo ciekawy nowy nabytek, życzę owocnej współpracy
jednocześnie mam pytanie odnośnie pracy na lonży, jak udało Ci sie uzyskać efekt zebrania ? Czy jest to praca na lonży podwójnej ??
quanta
8 marca 2015 na 03:49 (UTC 2) Link do tego komentarza
Grzybowy bardzo dobrze pracuje na lonży, chociaż do zebrania mu jeszcze daleko. On się czuje rewelacyjnie w kłusie i można go poprosić o wszystko – dodanie, skrócenie, kadencję, zabawę w pasaż. W galopie tak dobrze sobie nie radzi – przede wszystkim galopowanie go nakręca i póki co będziemy pracowali nad tym, żeby sobie po dużym kole równo i wesoło w rozluźnieniu galopował przed siebie.
Chociaż jestem dobrej myśli, bo może na wiosnę dorobimy się odkrytego, wygrodzonego koła. Póki co zostaje mi wypinanie lonży tak jak wewnętrznej wodzy i praca na jedną rękę.
Lonżowanie na dwóch lonżach jest fantastyczne, ale do młodych, niedoświadczonych koni potrzebowałabym lonżownika, a w mojej stajni aktualnie go brak
Maea
8 marca 2015 na 00:15 (UTC 2) Link do tego komentarza
O matko~! Gdzie ty je wynajdujesz, Quanta?! 😉 Moje xo też ma pręgę na grzbiecie właśnie do tego samego miejsca, dodatkowo w lato w okolicach ganaszy, słabizny i za łopatką ma beżową sierść, a jest gniada… Hmmm
quanta
8 marca 2015 na 04:15 (UTC 2) Link do tego komentarza
Zdążyłam już usłyszeć opinię, że takie konie są też w Polsce… no i niestety nie mogę się z tym zgodzić 😉 Tej dwójki szukałam długo – od początku roku, i to wśród naprawdę dobrych koni. Grzybowy przyjechał do mnie aż z Belgii – trochę nie rozumiem, po co się aż tak fatygować, skoro takiego samego konia można sobie wynaleźć w Polsce? 😉
A drugi nabytek pochodzi z Niemiec i jest rasy hanowerskiej.
Maea
8 marca 2015 na 09:57 (UTC 2) Link do tego komentarza
WOW, naprawdę – WOW!
To teraz tylko trzymać kciuki i życzyć owocnej (współ)pracy z takim materiałem! Tylko jestem ciekawa jak to działa – jeździsz do polecanych (znanych/dobrych/zaprzyjaźnionych?) hodowli i tam dopiero przebierasz czy też ktoś ci coś szepnie o konkretnych koniach?
Polska ujeżdżeniowcami nie stoi, nie ma się co oszukiwać…
Ale powoli, powoli…! Hodowcy się w końcu ukierunkowują na konkretne dyscypliny, podejmują się specjalizacji (co wcześniej, ekhm, no nie było standardem!), wybierają starannie materiał i… Myślę, że za 10-20 lat tendencja będzie się zmieniać!
Ale co do reszty dyscyplin… to tu bym weszła w polemikę. Choć ja sama przymierzam się do kupna klaczy zachodniej do hodowli właśnie w kierunku ujeżdżenia, ale to plany trochę bardziej odległe… 😉
Maea
8 marca 2015 na 10:00 (UTC 2) Link do tego komentarza
Znaczy polemikę w sensie, że w Polsce jest w czym wybierać w kierunku innych dyscyplin. Bo polskie konie czasem jednak dają radę w niektórych kwestiach 😉
kujka
8 marca 2015 na 12:09 (UTC 2) Link do tego komentarza
Ok moze i by sie znalazlo takiego konia w PL ale po jakim czasie poszukiwan? Bo obawiam sie, ze 2 mies by nie wystarczyl.
Hodowle nakierowane na ujezdzenie… ile ich mamy? Tyle co palcow jednej reki czy mniej? O jakosci tych koni nie bede sie wypowiadac, jedna produkuje tasmowo parowki na krotkich nozkach z tym samym papierem od lat – gdzie tu progres?
A ile koni urodzonych w tych hodowlach widac w wysokim sporcie (nawet u polskich zawodnikow, nie zagranicznych). Przez wysoki sport rozumiem starty w GP.
Cos co wyhodowane u nas bedzie perla ktorej ktos szukal przez rok na zachodzie mozna kupic w kilka miesiecy i nie dziwie sie ze ludziom sie nie chce bawic w lokalnego patriote. Mi tez by sie nie chcialo.
Maea
8 marca 2015 na 14:47 (UTC 2) Link do tego komentarza
Zacytuję siebie: „Polska ujeżdżeniowcami nie stoi, nie ma się co oszukiwać…”
Napisałam jedynie, że za 10-20 lat może sytuacja się zmieni i tych perełek nie będzie trzeba szukać jak igły w stogu siana. Także nie rozumiem „ataku” 😉
Maea
8 marca 2015 na 14:50 (UTC 2) Link do tego komentarza
Choć nieporozumienie pewnie głównie wywodzi się z faktu, że pisałam o koniach do innych dyscyplin, które można znaleźć z powodzeniem w Polsce. Nie pisałam o ujeżdżeniowcach 😉 Chyba że katka „pro forma” tłumaczy stanowisko wielu polskich jeźdźców i nie powinnam brać tego personalnie…? 😉
kujka
9 marca 2015 na 14:39 (UTC 2) Link do tego komentarza
absolutnie nie powinnas brac personalnie niczego co napisalam 😉
Maea
9 marca 2015 na 20:21 (UTC 2) Link do tego komentarza
Zauważyłam, że walnęłam się z nickiem – czytałam r-v i wpisałam katka zamiast kujka. Przepraszam!
Także ja trzymam kciuki za to, by za te kilkanaście lat nie trzeba było jeździć poza nasze granice po takie perełki! A quancie jeszcze raz gratuluję i życzę powodzenia!
tuch
8 marca 2015 na 09:28 (UTC 2) Link do tego komentarza
Świetny fart z tym „niewyrośnięciem” koń w sam raz dla drobnej kobiety
w zamian za Skwarożka. Owocnej współpracy 😀
keirashara
8 marca 2015 na 15:37 (UTC 2) Link do tego komentarza
Jej, jaką lekkość u niego widać nawet po zdjęciach, jak piórko 😀 Owocnej współpracy!
Pandora
8 marca 2015 na 20:43 (UTC 2) Link do tego komentarza
Polecam wpleść w kantar czerwoną kokardę, bo Grzybowy jest przecudowny, przepiękny, o przepięknym ruchu ! Same ochy i achy !
Nikola
9 marca 2015 na 12:16 (UTC 2) Link do tego komentarza
A możesz zdradzić z jakiej stajni zakupiłaś kasztana? Jestem prawie pewna, że gdzieś go widziałam, z tym samym zdjęciem w ogłoszeniu, które wrzucałaś
jest obłędny i myślę, że jeszcze nie raz pozytywnie Cię zaskoczy 😉
quanta
9 marca 2015 na 15:25 (UTC 2) Link do tego komentarza
Na pewno nie widziałaś ogłoszeń, bo na takie konie jest zupełnie inny kanał sprzedaży. One nie szukają nabywców, to nabywcy szukają ich. Jeśli jesteś konkretnym i wiarygodnym (czyli z polecenia) kupującym, to możesz umówić się na spotkanie i prezentację koni. Na stronie zawodniczki, która zajeżdżała rudzielca nie ma ani słowa o choćby jednym koniu na sprzedaż. Zresztą, dla porównania – u p. Katarzyny Milczarek jest zawsze ciekawy wybór koni na sprzedaż, na najróżniejszym poziomie edukacji. Ogłoszeń o sprzedaży – zero 😉